Inspection HouseTekst ukrytyWyjustujSkomentuj

Mandat progresywny a sprawiedliwość

Kamil Berrahal

15 IX 2013

filozofia prawa politologia

Gazeta Wyborcza opublikowała artykuł o planach Ministerstwa Transportu w sprawie tak zwanego mandatu progresywnego. Polegać ma on na tym, że wysokość mandatu nie zależy tylko od przewinienia, ale także od zarobków.

Co sądzi o tym wiceminister Zbigniew Rynasiewicz? Twierdzi on, że „wtedy będzie to […] bardziej akceptowalne przez społeczeństwo”. Być może, niestety nie wiem, choć pomóc w tej sprawie zapewne chciała Gazeta, umieszczając pod artykułem sondę, która czytelnikom pozostawia do wyboru trzy następujące odpowiedzi na pytanie o opinie czytelników w sprawie pomysłu resortu:

Niech sceptycznie nastawieni do tego pomysłu czytelnicy się nie martwią. W rzeczywistości sprawa jego sprawiedliwości nie jest przesądzona, jak wynikałoby z treści ankiety. Można wobec niego wysunąć argumenty inne niż praktyczne czy techniczne. Zanim jednak do tego przejdę, chciałem zwrócić uwagę na jeszcze jeden praktyczny problem, który nasuwa mi się na myśl, gdy słyszę o mandacie progresywnym: A co, kiedy przewini osoba nie zarabiająca (tudzież nie wykazująca dochodu)?

Po drugie, zdaniem wiceministra „wtedy będzie to bardziej sprawiedliwe”. Boję się pytać pana Rynasiewicza, jaka może być jego definicja sprawiedliwości. Zawsze wydawało mi się, że kara jest sprawiedliwa, kiedy odpowiada winie. A wina za czyn nie zależy od tego, czy popełnił go biedny czy bogaty. Wiceminister chce natomiast, aby karano bogatszego sprawcę tego samego wykroczenia dolegliwiej niż biednego, tak jak gdyby popełnił większe wykroczenie, lub większy był stopień umyślności czynu. Jest to niesprawiedliwe, czyli najczystszej postaci dyskryminacja i zaprzeczenie równości obywateli wobec prawa. Znam tylko dwa powody, dla których ktoś chciałby częściowo lub całkowicie uniezależniać wysokość kary od czynu (oczywiście pomijając chęć podwyższenia wpływów budżetowych).

1. Aby wykorzystać karę jako środek prewencyjny. Oświecenie przyniosło nam odmienny od klasycznego sposób patrzenia na zagadnienie kary, czy szerzej wymiaru sprawiedliwości. O implikacjach takiego spojrzenia — w moim przekonaniu nie do przyjęcia — pisałem w innym miejscu.

2. Ponieważ nie interesuje go sprawiedliwość, tylko polityka dążąca do zrównania wszystkich obywateli pod względem społeczno-ekonomicznym: kiedy wszyscy ludzie będą zarabiać tyle samo, posiadać taki sam majątek, jeździć takimi samymi samochodami i myśleć w ten sam sposób, dopiero wtedy za takie samo wykroczenie zostaną ukarani w ten sam sposób. Taka sprawiedliwość nie będzie jednak wynikać z poszanowania zasady równego traktowania, lecz z istniejącego wtedy faktu identyczności wszystkich jednostek.

W prawdziwym świecie ludzie nie są i nigdy nie będą identyczni. Prawo rodem z komunistycznego raju jest nieodpowiednie dla rzeczywistego społeczeństwa różnorodnych jednostek i powinno zostać tam, gdzie jego miejsce — w utopii.

Całe wieki zajęło zachodniej cywilizacji pozbycie się prawa, które jednych karało za te same przewinienia mniej surowo niż innych, biorąc wzgląd na status społeczny jednostki. Mniej więcej w tym samym momencie, w którym wreszcie uporano się z tą niesprawiedliwością, pojawiła się ideologia postulująca przechylenie szali na drugą stronę, czy to w imię tak zwanej sprawiedliwości społecznej, czy też dziejowej.