Inspection HouseTekst ukrytyWyjustujSkomentuj

Cierpliwi Hiszpanie, nieszczęśliwi Gruzini

Kamil Berrahal

11 IX 2012

eliminacje futbol

Mistrzowie wszystkiego u mistrzów własnego terenu

We wtorek wieczorem, w ramach eliminacji do brazylijskiego mundialu, reprezentacja Gruzji podejmowała u siebie Mistrzów Świata i Europy. Oglądałem ten mecz.

Gruzińskiemu zespołowi brakowało chyba tylko kilku dział przeciwpancernych i min-pułapek do nazwania ich prawdziwą twierdzą. Mieli nawet swoich agentów wśród nacierających na nich rywali, skutecznie sabotujących pracę hiszpańskiej machiny oblężniczej (Soldado zmarnował okazję sam na sam jeszcze w pierwszej połowie). Podopieczni Temuri Kecbaja dopuścili się także w ciągu całego spotkania dwóch groźnych wypadów pod bramkę Ikera Casillasa, z których jeden zakończył się na słupku gości.

Ewentualny remis nie byłby wcale blamażem Hiszpanii, jak mogą sugerować ewentualne nagłówki pojawiających się wkrótce doniesień w Internecie. Nie jest też tak, że reprezentacja Hiszpanii „ledwo zasłużyła na zwycięstwo”, jak twierdzi Yahoo. Kto pamięta drugą połowę meczu Barcelona — Inter Mediolan sprzed ponad dwóch lat, czy choćby końcówkę tegorocznego meczu Barcelona — Chelsea Londyn, ten już wie, jak wyglądało 90 minut dzisiejszego spotkania. Hiszpanie przed polem karnym Gruzji podawali sobie piłkę z lewej do prawej i z powrotem. Szukali odrobiny wolnego pola, aby podać prostopadle do Roberto Soldado, bądź aby uderzyć na bramkę Giorgiego Lorii.

Przyjezdni z Półwyspu Iberyjskiego byli jednak bezzębni i sytuacja wymagała moderacji ze strony hiszpańskiego selekcjonera. W drugiej połowie Vicente Del Bosque najpierw dokonał prostej zmiany Davida Silvy na Santi Cazorlę, aby następnie coraz więcej ryzykować. Skrzydłowy napastnik (Pedro) zastąpił defensywnego pomocnika (Sergio Busquetsa), zaś spełniający w kadrze rolę napastnika Francesc Fàbregas zmienił prawego obrońcę Álvaro Arbeloę. Poza zmianami personalnymi jasne było, że Hiszpanie mocno podkręcili tempo podań i wymiany pozycji przed bramką przeciwnika.

Kolejne zmiany nie robiły jednak na gospodarzach wrażenia. Czas uciekał, a dodatkowo zabierali go sami Gruzini. Pięć minut zajął widzom bramkarz Loria i jego kontuzja, która ostatecznie skutkowała wprowadzeniem na bramkę jego zmiennika.

Zespół gruziński oczywiście męczył się z każdą minutą, co zmusiło go mniej więcej w 80. minucie meczu do cofnięcia się aż w sam obręb własnego pola karnego. Nastąpił więc punkt kulminacyjny. Wszystko to trwało do 86. minuty, kiedy z prawej strony Fàbregas kopnął piłkę wszerz pola karnego, a stojący na 7 metrze Soldado w zasadzie tylko dostawił nogę, posyłając piłkę do siatki i łamiąc tym samym serca miejscowym kibicom.

Przesłanie

Pisałem już o tym. Zespół może się PERFEKCYJNIE bronić przez 85 minut, ale w 86. minucie cały jego trud może pójść na marne z powodu jednej akcji, jednego zaniedbania, jednego dobrego zagrania przeciwnika. Tak było dzisiaj. Warto porównać to z sytuacją drugiej strony — tym razem Hiszpanii. Jej piłkarze mogli cały mecz być zupełnie nieskuteczni, ale wystarczyła jedna akcja, żeby wyszli na swoje. Tak zwany „autobus w bramce” popłaca bardzo bardzo rzadko, a do tego zwykle tylko wtedy, kiedy pomocne okażą się siły trzecie: szczęście, sędziowie, skrajna nieskuteczność przeciwnika, korzystny wynik z pierwszego meczu. W swoim drugim meczu eliminacyjnym do mundialu nie ma sensu tak grać i Gruzini dostali dzisiaj nauczkę. Całe szczęście.